EXODUS
Gdybyśmy mieli wymieniać wszystkie zasługi Exodus na thrashmetalowej niwie, prawdopodobnie moglibyśmy zrobić z tego książkę – i to podzieloną na parę tomów.
Amerykańska grupa przewodzona przez niezmordowanego Garego Holta, który terminuje także w Slayerze, to absolutni mistrzowie kąsających riffów w średnich lub też wyścigowych tempach.
Na koncertach panuje chaos (w końcu tytuł utworu “A Lesson in Violence” nie wziął się znikąd…), muzycznie nie ma miejsca na wytchnienie, a każdy numer to zachęta do dzikiego moshu bez opamiętania.
Akurat w ich przypadku ów mosh jest wyjątkowo zasadny, bo przecież jeden z największych hitów formacji, a więc “The Toxic Waltz”, opowiada właśnie o tym i, jak się pewnie domyślacie, jest jednym z największych thrashowych hymnów.
Wyciągajcie katany z szafy, prasujcie rurki – 8 sierpnia czeka was samo gęste.
DEICIDE (USA)
Kiedy lwia część zespołów deathmetalowych brała na tapet cmentarzyska, zgniliznę i trupy w najróżniejszych stanach rozkładu, Deicide podnieśli poprzeczkę parę metrów wyżej i weszli do najczarniejszych czeluści piekła.
Ekipa Glena Bentona nieprzerwanie pielęgnuje zajadły, zblastowany i chaotyczny death metal, który emanuje samą siarką, a przede wszystkim nienawiścią do wszystkiego, co boskie, odmienianą przez wszelkie możliwe przypadki.
Nie ma co, wypada w tym przekonująco, bo gdy wypluwane w ilościach hurtowych bluźnierstwa zespalają się z riffową dziczą i tytaniczną pracą sekcji rytmicznej, to trudno o brak przekonania. Zmiłowania i łaski nie dostąpicie, to na pewno.
BLOOD RED THRONE (Norwegia)
Przepraszamy, czy tu biją? No pewnie!
Blood Red Throne uwielbiają wyzierającą z każdego kąta agresję death metalu, dlatego zajmują się jej eksploracją od 1998 roku. Bez przerwy.
Na ich nowej płycie, „Contagion”, znajdziecie i melodię, i bitkę, i parę gniotących zwolnień dla urozmaicenia.
Źródło: Knock Out Productions