Brit Floyd
Poznań: Sala Ziemi MTP, 02.11.2015.
Za każdym razem słyszy się, że coverbandy znanych zespołów są nikomu niepotrzebne i powinny bawić gości w barach przy kotlecie i buraczkach lub
innych karkówkach. Ale jeśli ma się do czynienia z zespołem, który ma "błogosławieństwo" jednego z liderów tego właściwego
zespołu, to oznacza, że nie jest to byle jaki coverband.
Po rozłamie kilka lat temu powstała wersja brytyjska zespołu, który wiernie odtwarza muzykę Pink Floyd.
Mowa o Brit Floyd. Na dwa koncerty do Polski przyjechał zespół przedstawić największe przeboje z okresu 50 lat istnienia
Pink Floyd.
Choć nie było świni, ani belfra czy też kuli rozpraszającej strumień światła, to samymi emocjami można było poczuć się na koncercie
legendy rocka progresywnego. Pierwsza strona "The Dark Side Of The Moon" z oczywiście fenomenalną partią Oli Bieńkowskiej w "A Great Gig In The Sky",
"Sheep", "On The Turning Away", "Shine On You Crazy Diamond", "See Emily Play", czy "Another Brick In The Wall" można było usłyszeć w pierwszej godzinie występu.
A potem, punktualnie o 20:30, między innymi "One Of These Days", "Money", "Have A "Cigar" czy nieśmiertelne "Wish You Were Here".
Wielkim zaskoczeniem dla mnie było sięgnięcie po singla z ostatniej płyty "The Endless River" - "Louder Than Words". Pięknie!
Począwszy od cudownego "Comfortably Numb", mieliśmy możliwość usłyszenia całej strony B drugiej płyty "The Wall".
Kto bywa regularnie na koncertach Brit Floydów, mógł zauważyć wiele zmian w porównaniu z poprzednią wizytą, ale i też
kilka niedociągnięć, o których pisać nie będę.
Powrót do Warszawy więc był na fali emocji związanych z samym koncertem jak i również tego co działo się po koncercie.
Z tego miejsca ślę wielkie podziękowania dla Oli Bieńkowskiej.
Zapraszam do galerii!
Kto bywa regularnie na koncertach Brit Floydów, mógł zauważyć wiele zmian w porównaniu z poprzednią wizytą, ale i też kilka niedociągnięć, o których pisać nie będę.
Z tego miejsca ślę wielkie podziękowania dla Oli Bieńkowskiej.